środa, 23 września 2009

Inwazja mrówek

Tym razem nie opiszę jakie to piękne miejsce zwiedziłem w odległym Bordeaux, ani nie pochwalę się zdjęciem z kolejną piękną koleżanką. Nawet nie zaszpanuje anegdotką imprezową... gdyż przeżyłem inwazję krwiożerczych mrówek. Ba, nadal przeżywam. Póki co...

Ale od początku. Udałem się bowiem z niezwykle ważną misją, oddelegowany przez moje poczucie dobrego smaku (resztkowe) i pewną dozę pedantyzmu wpojoną mi przez moją Kochaną Mamę, do jakże nam, Słowianom, nieznanego miejsca - pralni publicznej. Gdybym tylko zdjął słuchawki z uszu to słyszałbym wyraźniej szum pralek, a tak to widzę jedynie kątem oka jak hipnotycznie się obracają i niechybnie bym wpadł w jakiś stan ćwierćświadomości, gdyby nie te cholerne mrówki! Gryzą mnie całego, w każdy odkryty skrawek skóry. A że, skurczybyki, mają skrzydła to cwane dostają się tam gdzie zazwyczaj mrówką niezwykle daleko, ot choćby w łopatkę mnie właśnie dziabnęła. Gryzą i co rusz atakują nową, wzmożoną falą. Po krótkim rozejrzeniu się po innych użytkownikach la laverie doszedłem do jakże trafnego wniosku, że właśnie uczę się kolejnej lekcji z cyklu - podróże kształcą - tylko ja, ze wszystkich obecnych, mam na sobiem krótkie spodnie i t-shirt! Ha! Inni wiedzą, że pralnia, proszek i płyn zmiękczający są naturalną niszą pomarańczowych uskrzydlonych, zapewnie krwiożerczych, mrówek. Cóż, z pralni wrócę trochę bardziej pogryziony, ale za to z czystymi ubraniami, zaspokojeniem próżności poprzez upload fotek na facebooka, no i nową płytą Archive na moim dysku. Można było to okupić kilkoma ugrynieniami...

Aby jednak czymś zaszpanować, no bo jak inaczej, wgrywam Wam fotosesję z robienia prawdziwej pizzy przez prawdziwych Włochów (no dobra, jeden jest Półbelgiem). Wszyscy z niecierpliwością wyczekują wieczora racuchowego w wykonaniu mnie i W.



4 komentarze:

  1. A widzisz, z tą pralnią publiczną poruszyłeś temat, który mnie od dawna zastanawia.
    Jaka jest idea ich istnienia? Czy ludzie w domach nie mają pralek? To samo się tyczy akademików... Czy nie prościej kupić sobie pralkę i nie narażaś się na inwazję krwiożerczych (a jakże) mrówek, które (a co?) na pewno przenoszą jakieś śmiertelne choroby (może nie drogą płciową, ale krwionośną)???
    No proszę mi to wytłumaczyć! :)
    Z góry dziękuję...

    OdpowiedzUsuń
  2. No niektórzy w domach nie mają pralek, bo często nie mają na nie miejsca albo pieniędzy, ale oczywiście te argumenty są cienkie bo na inne sprzęty - często mniej potrzebne - jakoś miejsce i pieniądze się znajdują. Dlatego wydaje mi się że tak na prawdę to każdy marzy o tym, że mu się przydarzy jakaś pralniowa romantyczna historia, a jako stała oglądaczka komedii romantycznych wiem, że w pralni jest to wysoce prawdopodobne.
    Chociaż teraz jak się nad tym zastanawiam wydaje mi się, że jest jakiś układ między właścicielami pralni a twórcami komedii romantycznych dzięki czemu pralnie cieszą się nadal popularnością.
    Tylko nie wiem po co Tomasz do pralni chodzi skoro ma już narzeczoną w Polsce?!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehe :)
    Jest to jakieś wytłumaczenie Basiu, dziękuję Ci bardzo :) Chyba wpadłaś na trop międzynarodowego spisku lobbystycznego między właścicielami pralni i przemysłam filmowym, domaga się to conajmniej powołania komisji śledzczej... ;)
    A Tomek niech się tłumaczy dlaczego do pralni chodzi... ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Żeby rozwiać wszystkie niedomówienia i pomówienia - do pralni udałem się w celu uprania 1) bielizny 2) trzech par dżinsów 3) sześciu tiszertów a przy okazji chciałem skorzystać z internetu o normalnej prędkości i normalnej sieci. Co prawda jednak w omawianej pralni poznałem pewną Czeszkę, pomogłem jej zainstalować Wifi, wymieniliśmy uśmiechy, pośmialiśmy się ze swojej słowiańskości i mhm... To na tyle :PCałe szczęście, że nie oglądam komedii romantycznych, bo jeszcze bym sobie coś pomyślał w związku z tą znajomością.

    OdpowiedzUsuń