wtorek, 22 września 2009

Perspektywa zmian

Zaczynam zapuszczać korzenie. Powoli wrastam w to miasto, w tą jego dziwną i wciąż przeze mnie nie zbadaną tkankę. Jednak, odkąd już posiadam rower i przemieszczanie się stało się dla mnie dziecinną igraszką. Dosłownie, bo takie choćby łamanie przepisów sprawia mi niewysłowioną radość Jak Francja z Tomkiem, tak Tomek z Francją. Zobaczymy kto wygra. Ale kto ustawia tak światła, że wszyscy przez minutę mają czerwone? A te francuskie barany stoją potulnie. Cóż, przywędrowała z Polski czarna owca.

Poprawę ogólnych nastrojów spowodował także fakt, że moje bytowanie w residence traditionelle zbliża się wielkimi krokami ku końcowi i zamieszkam w połowie października w przytulnym domku z ogrodem z dwiema Niemkami-Blondynkami, myszką i potworem w piwnicy. Ciekawe kogo z nich polubię najbardziej... pewnie wspomnianą myszkę, z racji dawnej miłości do mojej ś.p. Myszoskoczki.

Jak napisałem na początku – zapuszczam korzenie, czyli zaczynam się zadomawiać. Dotarła do mnie myśl, że wszystkie stresy tylko zwiększą moje imponujące zakola, więc włączyłem południowy bieg i tak na wolnych obrotach sobie spokojnie żyję. Jeszcze moje koleżanka z Polski przypomina mi, że niby to za wcześnie by przyjmować standardy włoskie i hiszpańskie (gdyż to z nimi spędzamy większość czasu) i nie pozwala mi się więc spóźniać, ale do czasu! Czuję że tu moje południowe pochodzenie wreszcie się ujawni (ach te błękitne oczy!) i wszystko będzie się działo powoli.

Powoli zbliża się też dzień rozpoczęcia przeze mnie jakieś aktywności sportowej. Nie wiem tylko co dokładnie warto by tu robić. Co byście mi doradzili – biorę pod uwagę surfing po oceanie, w obcisłym pięknie dopasowanym kostiumie podkreślającym moje cudowne łydki, siłownie, gdzie poznam mnóstwo uroczych kolegów z całego świata i zdobędę przyjaciół do grobowej deski, czy wspinaczkę czyli to co kocham i jako-tako umiem. A może wezmę wszystko naraz? No bo czemu nie? W końcu jestem Erazmusem. Zawsze powiem ordynatorowi, że ja mieć kurs francuski język i niestety nie mogę przyjść. A naprawdę będę łapał falę obok jakieś zgrabnej Niemki. Widzicie jak spaczone już mam myślenie? Nie poznacie mnie jak wrócę.

Pocztówki od kolegi Tomka z Francji zamieszczam poniżej. Wszystkie pocztówki przedstawiają to zimne miasto Bordeaux, ten piaskowiec, na który tak narzekam. Sami oceńcie. Chociaż nawet piaskowiec wygląda cieplej jak się zestawi na jednym zdjęciu z włoskim temperamentem.




2 komentarze:

  1. Ad.1. Myszka- z myszami to uważaj, bo jak śpiewa Magda Umer w jedynej, najcudowniejszej piosence na świecie: "mysz go rzuciła, uciekła do stodoły...koncert, Koncert, KOOOONCERT..." ;)
    Ad.2. Dlaczego zmieniasz miejsce zamieszkania? I co to za Niemki? ;) I co to za pomysł w ogóle? ;)
    Ad.3 Wybierz surfing (bo tego u nas nie ma, zawsze to jakiś folklor ;P), a zimą siłownię i ściankę :)
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  2. oj Tomku, ja już Cię nie poznaję, a co dopiero jak wrócisz... no chyba, że zapuścisz korzenie do tego stopnia, że nie wrócisz (?)

    OdpowiedzUsuń