wtorek, 20 października 2009

Des recettes

Wracam po krótkiej przerwie, w której to między innymi jechałem najszybszym pociągiem świata, który przy okazji okazał się chyba najdłuższym, jadłem również kasztany i niemal zgubiłem się na lotnisku CDG. Wszystko to otarłszy się o falę strajków. Wróciłem też z krainy śniegu i niepogody, co zapewne wpłynęłoby traumatycznie na moje samopoczucie, gdyby nie aspekt emocjonalny.
Ponadto dostałem kolejny znak z nieba, że czas brać sprawy we własne ręce i myśleć o ślubie. Całe szczęście, że nie wierzę w znaki.
Za to mam dla was kilka przepisów jak sobie uatrakcyjnić życie.

Przepis na kasztany:

Bierzesz pół kilo kasztanów, najlepiej z gatunku marron, bo są duże i pyszne. Wkladasz je do garnka, wcześniej nacinając od ogonka do dupki, zalewasz wodą i stawiasz na duży ogień. Wracasz do pokoju rozmawiasz z dziewczynami, pijesz wino, śmiejesz się, grasz w yenge a jak zaczynasz czuć, że coś śmierdzi - udajesz się do kuchni. Jeśli woda z garnka wyparowała, kasztany są czarne jak również garnek a ty mówisz corusz merde!, to znaczy, że właśnie zrobiłeś pyszne kasztany! Bagnety, tfu, noże do rąk i smacznego.
(5,50 eur za kilogram, zapraszam!)




Przepis na (niemal) zepsucie sobie powrotu do domu:

Jesz kasztany, pijesz wino, śmiejesz się z dziewczynami, grasz w yenge i kładziesz się spać o 3 nad ranem. Budzisz się o 5:00, bo TGV masz o godzinie 6:37. Spokojnie więc jesz śniadanie, słuchasz radia, bo masz dużo czasu. Wtedy, jak jest już 6:10, polecam wyjąć bilet i upewnić się czy TGV jest faktycznie o tej godzinie. Jeśli na bilecie widzisz 6:27, to właśnie wygrałeś darmową przebieżkę na dworzec, murowaną zadyszkę i wyrzut katecholamin. Polecam!



Przepis na porządek w domu (prosty):

Pakujesz się, wyjeżdzasz na weekend, zostawiasz w domu dwie Niemki a dom lśni czystością. Działa!

Podsumowując: w domu było extra, niestety krótko, w Paryżu równie super, lecz cięzko od bagażu pełnego jedzenia a Bordeaux z każdym dniem podoba mi się coraz bardziej.

Jeszcze kilka zdjęć paryskich:









6 komentarzy:

  1. Chrystusie, co to musiał być za znak z nieba o ślubie? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znalazłem coś co ktoś powinien nosić na palcu, ale widocznie wyrzucił pod wierzą Eiffla, bo go przyszpiliła nagła sytuacja życiowa. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja jako prowincjonalne dziewczę wierzące w zabobony bym się jednak bała, że taka obrączka może przynieść pecha (pH) skoro ktoś ją wyrzucił to pewnie nie był szczęśliwy
    sprzedaj i pieniądze oddaj na szczytny cel, np fundację pomagającą radzić sobie z depresją absolwentom biologii

    OdpowiedzUsuń
  4. Mhm, chyba chciałaś powiedzieć prawie absolwentom...
    Co do sprzedania taki mam właśnie zamiar, gdyż w zabobony na całe szczęście nie wierzę :) Moje kawalerstwo będzie więc długie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. po pierwsze to oficjalnie mam status absolwentki biologii (i wyższe wykształcenie :P) jako że skończyłam studia licencjackie

    po drugie to jak mogłeś pomyśleć, że ja chcę dla siebie coś tu uzyskać? ja się troszczę o innych! :P

    jestem jak najbardziej za twoim długim kawalerstem! kup jeszcze sobie beżowe za krótkie sztruksy (długość 7/8) i koszulę w kratę którą będziesz w nie wpychał, to będę cię zapraszać na szarlotkę do mojego staropanieńskiego mieszkania pełnego kotów

    OdpowiedzUsuń